W grudniu, wcześnie rano, gdy za oknem jeszcze ciemno a wszystkim jest wszystko jedno ubieram się dzielnie i wychodzę na spacer. Idę zmokniętą ulicą na rynek a tam placek..., piesek zrobił kupeczkę. Omijam ją dzielnie i wchodzę na halę.
Na hali z oddali widzę stoisko z chlebem.
Poproszę chleb i bułeczkę. 5,40!
O jak fajnie tanio.
A nie, 6,20.
I już tanio nie jest.
Nie martwię się tym.
Mamy czołgi i armatohaubice.
Jakby co to się nie boję. Mam jeszcze w dupie naboje.
I to na tyle, moje gile.
ja bym chciała mieć taki chill jak ten kociak...
OdpowiedzUsuńto jeszcze trochę bęzie musiało minąć ;)
UsuńTak... poetycko wyszło 😉
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało ;)
UsuńPrzerażające jest, że wydawane są pieniądze na dużą ilość uzbrojenia a ceny żywności idą ku górze... A ubóstwo się szerzy...
OdpowiedzUsuńKociak wygrywa cały wpis :)
Jak my to spłacimy?
UsuńKocham kociaki :)